piątek, 20 lipca 2012

Rozdział II

 Przepraszam, ze tak długo to trwało. Po prostu straciłam zapał i chęci do pisania. Trzeci rozdział pojawi się.. sama nie wiem. Czy w ogole sie pojawi ? Ale dziękuję za wszystkie miłe opinie. Naprawdę mi na nich zależy :)

Jak mówiłem, tak zrobiłem. Zaraz gdy słońce zaszło za horyzont, wypadłem z domu i poszedłem pieszo w stronę klubu. Właściwie dziwnie się czułem idąc tutaj bez Zayna. To zawsze z nim wybierałem się na zabawy.
Minąłem skrzyżowanie i byłem już na miejscu. Bar nie był jeszcze zatłoczony. Umówiona impreza zaczynała się dopiero za godzinę. Usiadłem przy ladzie i od razu dostrzegłem Maggi - moją ulubioną kelnerkę.
-Harry. Co cię tutaj sprowadza bez Zayna ? –  zauważyła i posłała mi szczery uśmiech.
-Jest..zajęty. –  odpowiedziałem i oparłem głowę o dłonie. - Piwo. Te co zawsze. –  zaśmiałem się melodyjnie, a Mag kiwnęła głową i ruszyła na zaplecze. W głowie ciągle siedziała mi przemiła brunetka, którą spotkałem wczoraj o tej samej porze. No, prawie tej samej. Co ona miała w sobie takiego, że ciągle o niej myślałem ?
-Haaaarryyyyy –  barmanka pokiwała mi ręką przed nosem i zerknęła na mnie uważnie. - Jesteś zakochany, czy coś ?
-Coś. –  odpowiedziałem i siegnąłem ręką po napój, który blondynka postawiła przede mną. Właściwie, skąd ona wyciagnęła taki wniosek ? Ja zakochany ? Błagam, do tego nigdy nie dojdzie.
Uśmiechnąłem się do siebie tryumfalnie i upiłem łyk. Zimna ciecz rozlała sie po moim gardle przyprawiając ciało o przyjemne dreszcze. Spojrzałem na DJ'a, który szykował się już do zabawy. Na parkiecie pojawiło się kilka przemiłych par, a także samotnych nastolatek i chłopaków. Dzisiejsza młodzież naprawdę nie ma niczego ciekawego do roboty. Włącznie ze mną. Co wieczór włóczę się po klubach zamiast pomagać rodzicom w pracach domowych. Jestem bardzo rozwydrzonym chłopakiem. Dziwię się, że właśnie to przyznałem, ale taka jest prawda. Nigdy nie powiem tego na głos, więc po co nawet o tym myśleć ?
Wszystkie myśli nagle uciekły w zapomnienie. Przed moimi oczami pojawiła się ona. Ta sama dziewczyna, która wczoraj wydawała sie być niezbyt miłą osobą. Tańczyła teraz między dwoma chłopakami. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ściskali w swoich dłoniach jej bioder. W moim gardle znów pojawiła się ta dobrze znana gula, a ręce zaczęły drżeć. Mam nadzieję, że żaden z nich nie jest jej chłopakiem. Bo jeśli jest, to długo nim nie pobędzie.
Przyglądałem się Rose z zaciekawieniem. Mój wzrok skupił się tylko na niej. Dwóch towarzyszy zniknęło, a reszta tańczących rozpłynęła się w nicość. Byłem tylko ja i ona. Dzisiaj wyglądała o niebo lepiej. Ubrana w skąpe ubrania przyprawiała moje ręce o niesamowite drżenie. Tańczyła niczym zawodowa tancerka i muszę przyznać, że nigdy bym się nie spodziewał po niej tak dzikiego tańca. Mimo, że muzyka wcale nie była wolna Rose poruszała idealnie biodrami sprawiając, że na twarzach tych dwóch pojawiał się uśmiech satysfakcji i pożądania. Czyżby chcieli od niej tego samego co ja ? Czy chodziło tylko o zaliczenie jej ?
Nie mogłem dłużej się temu przyglądać. Czułem, że moje ciało dosłownie wariuje na jej widok. Była taka gorąca i ostra, a za razem cicha i delikatna.
Wstałem z krzesełka zostawiając za sobą pustą już butelkę piwa i ruszyłem w kierunku łazienek. Gdy dotarłem do drzwi, usłyszałem ciche wołanie.
- Harry ? –  odwróciłem się za siebie i mój wzrok znów powędrował na cudowne ciało Rose. Cholera, miałem już przestać. Przygryzłem dolną wargę i mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Cześć. Nie widziałem cię wcześniej. Przyszłaś przed chwilą ? –  skłamałem jej w żywe oczy. No co ? Nie mogłem przecież powiedzieć, że od co najmniej dziesięciu minut uczyłem się na pamięć każdego elementu jej ciała mając przy tym niezbyt grzeczne myśli.
- Właściwie to jestem od dłuższego czasu. Miło cię znów widzieć. –  jej wargi uniosły się tworząc przepiękny uśmiech. Czy to jednak ta sama Rose ? Wczoraj była.. oziębła. Dzisiaj cieszy się, że mnie widzi ? - Masz ochotę usiąść i pogadać ? –  złapała moją dłoń i pociągnęła w kierunku wyjścia, gdzie muzyka grała trochę cieszej. Przytaknąłem i ścisnąłem mocniej jej dłoń. Była taka krucha.
Usiedliśmy na ławce i przez chwilę milczeliśmy. Chyba żadne z nas nie wiedziało o co zapytać. Jak zwykle musiałem interweniować.
- Jesteś tutaj sama ? –  może dwóch chłopców, z którymi na parkiecie tak świetnie się dogadywała to tylko przypadkowi kolesie ?
- Nie, przyszłam z chłopakiem i przyjacielem. –  uśmiechnęła się serdecznie. Nie miała pojęcia jak moje serce mocno zabiło, a przez ciało z wielkim trudem zaczęła przepływać krew. Styles do jasnej cholery ! Co z tobą ?!
Czyli jednak nie byli przypadkowymi chłopakami. Zapewne szatyn w czerwonych rurkach i białych vansach był jej ukochanym. W końcu to do niego stała przodem i wymieniała spojrzenia pełne miłości i uczucia. Blondyn w niebieskiej koszulce to prawdopodobnie jej znajomy. Niech to szlag.
- A Ty ? Sam ?–  zapytała przerywając kolejną ciszę, która między nami zaistniała.
- Yup. Czemu wczoraj tak szybko zniknęłaś ? Nie zdążyłem nawet zapoznać cię z Zaynem.
- Stary, już wystarczy, że znam ciebie. Jesteś totalnym dupkiem. Twój kolega zapewnie nie jest lepszy, więc po co mi podwójny Harry ? –  zaśmiała się melodyjnie przybierając w połowie maskę "tej złej". Wiedziałem, że nie miała w zamiarze mnie obrazić, więc odwdzięczyłem się cichym śmiechem. Teoretycznie miała rację. Zayn był dokładnie taki jak ja.
Tym razem w jej zielonych tęczówkach pojawił się strach. Tak, wiem, że się czegoś obawia. Widzę to !
Nie miałem jednak odwagi zapytać ją o to. Liczę, że kiedyś sama wspomni co ją trapi.
Nerwowo spojrzała na zegarek i na jej twarzy pojawił sie grymas. Spojrzała na mnie bokiem i chyba nie sądziła, że się jej przyglądam, bo odruchowo odwróciła wzrok.
-Tylko nie mów, że musisz już iść. –  westchnąłem i rozłożyłem ręce kiedy usłyszałem z jej ust ciche "tak".
Wstała z ławki i patrzyła na mnie błagalnie. Żeby jej nie zdenerwować, stanąłem obok i ująłem w palce tę kruchą dłoń.
- Przyjdziesz tutaj jutro ? O tej samej godzinie.
- Rose ! –  usłyszeliśmy dosyć wysoki głos należący z pewnoącią do jej chłopaka. Dziewczyna wyrwała swoją dłoń z moich objęć i nerwowo przejechała nią po spoconym czole. Kolega w czerwonych spodniach podszedł do nas i wbił w naszą dwójkę złowrogie spojrzenie. Chyba nie podobało mu się to, że jego dziewczyna jakimś tajemniczym sposobem lgnie do mnie jak mucha na lep.  Przeszył mnie spojrzeniem i  podszedł bliżej Rose kładąc dłoń na jej biodrze. Raczej nie trzeba się domyślać co właśnie poczułem.
- Louis, chodźmy już. –  odszukała ręką jego palce i ścisnęła je znacząco. Louis... więc tak ma na imię koleżka, któremu miałem odebrać dziewczynę ? Miło cię poznać Louisie.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i ... nie było ich. Popełniłem ten sam błąd. Dałem jej odejść.
~*~
Wróciłem do domu i od razu wpadłem do kuchni. Dom był pusty. Na stole leżała tylko mała karteczka oznajmiająca, że rodzice wrócą późno. Zależy kiedy w ich mniemaniu zaczyna się "późno".
Otworzyłem lodówkę i kiwałem głową niedowierzając, że nie ma tam nic na co miałbym ochotę. Ser, śledzie w puszcze, pasztet pomidorowy, sałatka zrobiona przez mamę i jakieś dwie szynki.
Westchnąłem i po chwili namysłu siegnąłem wreszcie po śledzie. Otworzyłem je i umieściłem na talerzu. Z chlebaka wyciągnąłem bułkę i przygryzłem ją w drodze do salonu. Tam rozłożyłem nogi na stole i włączyłem telewizor plazmowy wiszący na ścianie. To był zdecydowanie największy plus tego pomieszczenia.
Zatrzymałem się na jednym z kanałów. Akurat emitowano na żywo jakiś mecz. Cóż, kiedy się nie ma co oglądać, ogląda się cokolwiek.

~ROSE~

-Louis, przestań ! To jest tylko znajomy. Wczoraj go poznałam.–  krzyknęłam i wyrwałam sie z objęć chłopaka. Dlaczego on musi być o wszystko zazdrosny ? To już nawet nie moge pogadać sobie ze znajomym ? Niezwykłym znajomym... Nie ! Harry mi się nie podoba. Nie mogę o nim tak myśleć. Jest po prostu tubylcem. To normalne, że musi być idealny na swój sposób.
-Och. I tak przypadkowo złapał cię za dłonie i poprosił o kolejne spotkanie ?
-Podsłuchiwałeś ?! Jesteś wredny Lou ! –  odepchnęłam go od siebie i przyspieszyłam kroku. Nie dość, że prawił mi nauki to jeszcze od jakiegoś czasu przysłuchiwał się rozmowie mojej i Loczka. Kretyn.
-Kochanie, zaczekaj. –  podbiegł do mnie i ujął moją dłoń. Ostatnio wędruje ona zbyt często od ręki do ręki. - Przepraszam.
-Kocham tylko ciebie, rozumiesz ? –  powiedziałam szczerze, wpatrując się w jego szaro-zielone tęczówki. Nie skłamałam. Louis zdecydowanie był moją miłością. Troszczył się o mnie i chciał, abym była szczęśliwa. W prawdzie nie wybrał dobrej drogi, czego z całego serca żałowałam, ale jestem mu wdzięczna za to, że zmienił moje życie. Kto by pomyślał, że jeszcze trzy lata temu nie siedziałam w tym gównie i miałam gdzie mieszkać ? Miałam kochających rodziców, przesłodkie rodzeństwo i idealne życie. Niestety, nie było one takie wspaniałe z mojej perspektywy. Nikt nie wiedział o tym, że w głębi duszy pragnęłam szaleństwa, marzyłam o dobrej zabawie i chciałam siegnąć szczęścia. Najwidoczniej los się do mnie uśmiechnął i zesłał na moja drogę tego wspaniałego szatyna, który na początku przedstawił się jako Tommo.
Ukochany kiwnął głową i obdarzył mnie namiętnym pocałunkiem, który szybko odwzajemniłam. Lou przyparł mnie do ściany budynku i zaczął całować po szyi. Odchyliłam głowę do tyłu dając mu lepszy dostęp, ale po chwili odepchnęłam go.
-Nie tutaj. Jeszcze ktoś nas nakryje, a miejsca publiczne to nie najlepszy pomysł na robienie tego. –  zaśmiałam się pod nosem. Tommo pokręcił przecząco głową i znów popchnął mnie na ścianę. - Przestań, jesteś na haju. Chodźmy do domu. Jeżeli jeszcze go mamy.–  westchnęłam i pociagnęłam Louisa za sobą. Czas wracać do szarej rzeczywistości.